bla bla bla TOP bla bla bla

JAK SIĘ TO WSZYSTKO ZACZĘŁO

Primavera Anno Domini 1993. Kolejny pracowity tydzień dobiega swego końca w ostatnich promieniach zachodzącego słońca. Jak zwykle w takich chwilach, zarówno w głowach rodziców jak i ich dzieci pojawia się pulsujące nadzieją pytanie: "Co robimy w ten weekend?". Każdemu przez głowę przebiegają tryliony fantastycznych pomysłów, lecz jak wiadomo decyzja ostateczna i tak należy do "dorosłych". Oczywiście każdy ma prawo do swojej propozycji. W mojej głowie o prym walczą dwie koncepcje: rowery albo góry. Jeżeli rowery to gdzieś blisko czyli Trzy Stawy (Sztauwajery), Muchowiec i Lasy Murckowskie. Tyle, że to już było tydzień temu... Natomiast jeżeli góry to są dwie opcje. Jura Krakowsko-Częstochowska czyli nudziarski i łagodny spacerek wśród białych skałek (jeszcze wtedy nie widziałem ich uroku) lub Beskid Śląsko-Żywiecki czyli konkret. Pokręciłem nosem na rowerki i na Jurę (grunt to dobra antyreklama), a następnie rozpocząłem snuć romantyczną, a zarazem drapieżna wizję traperskich Beskidów. Decyzja zatem zapadła (już nie tylko w moich marzeniach) - jedziemy w Beskidy. Tylko gdzie? Jeszcze nie miałem wtedy topografii Beskidów w małym palcu, więc CEL wybiera Tata.

"Moi drodzy, proponuję jutro wybrać się na Baranią Górę. Wstępnie rozeznałem trasę i moglibyśmy zacząć wyprawę czarnym szlakiem z Kamesznicy Złatnej, przez Fajkówkę na Wierch Wisełka (1192m.n.p.m.). Stamtąd czerwonym na Baranią Górę (1220m.n.p.m.) gdzie zrobilibyśmy dłuższy popas i delektowali się zwycięstwem. Z Baraniej zeszlibyśmy z powrotem na Wierch Wisełka, skąd dalej czerwonym do schroniska PTTK na Przysłopie (900m.n.p.m.). Tam też byłby czas na dłuższy odpoczynek i posiłek. Wypoczęci i z nowym zapasem sił zeszlibyśmy niebieskim szlakiem na Karolówkę (931m.n.p.m.), gdzie weszlibyśmy na szlak żółty, który prowadzi do Kamesznicy Duraje. Teraz już tylko asfaltową szosą do samochodu w Kamesznicy Złatnej i z powrotem do domu. Co Wy na to?". "Pewnie, jedziemy!!!" krzyknęli wszyscy. A może tylko ja? A może tylko w myślach? Nieważne. Ważne, że na "wycieczkę", a nie na "spacer".

Mapa Beskiu Śląskiego i Żywieckiego

Nazajutrz wstał piękny i ciepły, wiosenny poranek. Podekscytowany wyciągnąłem klasyczne pionierki, które przypadły mi w udziale jako "za małe" i "za ciężkie" dla Cioci, musowo flanelowa koszula, kurtka, spodnie z kieszeniami, BIDON, SCYZORYK i pierwsza MAPA (taka z góralem, który gra na trąbicie albo dudach). Reszta należy już do rodziców czyli chleb, masło, pomidory, jajka na twardo, jakieś słodycze i inne drobiazgi, o które dwunastoipółletni chłopak w ogóle nie dba, a jego rodzice uważają za niezbędne. Jeszcze wszystko to wsadzić do czerwonego Poloneza rocznik '87 i w drogę!!! Wyruszamy...

Wycieczka przebiegała zgodnie z zaplanowanym harmonogramem z malutkim wyjątkiem, który miał kategoryczne znaczenie dla dalszej historii. Mianowicie zdobyliśmy Baranią Górę, posililiśmy się w schronisku na Przysłopie i zeszliśmy do Kamesznicy Górnej Duraje. Gdy dochodziliśmy do przystanku PKS niestety odmówiły mi posłuszeństwa zmęczone nogi i trzeba było wymyślić alternatywne zakończenie całej wycieczki. Zaanonsowałem, iż ja nie dam rady dojść już do samochodu, bo ledwie podnoszę nogi. Dodatkowo Kamesznica jest w pierwszej piątce najdłuższych wsi w Polsce (o czym nie omieszkał poinformować nas przed wycieczką Tata), co tym bardziej wpłynęło demotywująco na moją potencjalną dalszą wędrówkę. Stanęło w końcu na tym, że Tata z siostrą poszli po samochód, a Mama została ze mną na przystanku. Gdy tak siedzieliśmy z Mamą czekając na samochód, dosiadła się do nas kamesznicka gospodyni. Mama zaczęła z nią rozmowę i od słowa do słowa okazało się, że właśnie sprzedaje działki na swoim "pasionku" i zaproponowała nam zakup jednej z nich. I tu sie właśnie wszystko zaczęło...

A CO TO TAKIEGO TEN PASIONEK?

Tytułem dygresji pozwolę sobie wyjaśnić dla zainteresowanych znaczenie słowa "pasionek". Mianem "pasionka", jak sama nazwa wskazuje, określane są łąki, na których wypasane są zwierzęta domowe (głównie krowy), które to łąki położone są niedaleko sadyb ludzkich. Podobnym miejscem, głównie dla owiec, są hale redykalne, położone w wyższych partiach gór łąki, na których odbywa się wypas owiec (tzw. redyk). Nie jestem językoznawcą, więc na swój użytek zbudowałem misterną konstrukcję, która pozwala mi odróżniać "pasionki" od "pastwisk". Dla mnie "pasionki" to łąki z prawie naturalną szatą roślinną (trawy i inne byliny) na które wyprowadzane są zwierzęta w ciągu dnia w okresie wegetacji tychże roślin i mają charakter raczej "kameralny" (pojedyncze zwierzęta). "Pastwiska" natomiast, to areały specjalnie przygotowane przez człowieka pod wypas dużej ilości zwierząt, na których dominują zasiewy specjalnie przygotowanych roślin pastewnych (koniczyna etc.) i mają charakter bardziej "masowy". Różnicę między nimi można zawrzeć w następującej sentencji: Na "pasionkach" zwierzęta się pasą, natomiast na "pastwiskach" są wypasane.

Przyznam szczerze, iż nie posiadam również wiedzy na temat geograficznego zasięgu stosowania tego określenia do nazywania pastewnych łąk, lecz intuicja podpowiada mi, że to nie tylko lokalne kamesznickie określenie, lecz ogólny (przynajmniej beskidzki) sposób nazywania miejsc, w które wyprowadza się zwierzęta w celu ich wypasu.

MAMY CHATKĘ !!!

Ten moment okazał się tym być przełomowym. Tata z siostrą przyjechał samochodem, zapakowaliśmy się do samochodu i wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Całą drogę rozmarzaliśmy się nad tym jak to super byłoby mieć taki malutki domeczek gdzieś w górach. Mielibyśmy taką przystań i bazę wypadową na wycieczki. Parę dni później Tata spotkał znajomą, której opowiedział o naszej ostatniej wycieczce i wizji domku w górach. Bardzo jej się ten pomysł spodobał i powiedziała, że u nich w firmie można właśnie po niskiej cenie kupić barakowozy z jednej z likwidowanych baz zaopatrzeniowych. I tak powoli ruszała cała maszyna. Rodzice podzwonili, pospotykali się, pojeździli i finalnie zakupione zostały trzy działki (jedna nasza, druga znajomej rodziców i trzecia wspólna na miejsce dla samochodów) oraz dwa barakowozy z transportem. Tata z tytułu zawodu zaprojektował nasz drewniany domek na bazie barakowozu, do którego dobudowana została drewniana konstrukcja drugiej części z pokoikiem, przedsionkiem gospodarczym oraz tarasikiem. Całość opierała się na betonowych słupkach posadowionych w gruncie.

Prace realizacyjne ruszyły z kopyta i z miejsca nabrały rumieńców. Zaczęliśmy od pojechania na naszą działkę zaopatrzeni w mapę geodezyjną celem wyznaczenia granic "naszej łąki". Znaleźliśmy znaczniki w terenie, powbijaliśmy kołki i rozciągnęliśmy linki pomiędzy nimi. Czułem się jak w bajce. Kolejnym krokiem było przywiezienie barakowozów i ustawienie ich na łące. Z tym wydarzeniem związana jest ciekawa historyjka, bo nie poszło od strzału jak wszyscy myśleli. Miało być tak: miały przyjechać ciągniki siodłowe z lorami, na których przewożone były barakowozy, na miejscu dźwig miał je postawić na gruncie i ciągniki miały pojechać. No właśnie, "miało być"... i oczywiście nie było. Pierwsza lora wjechała na łąkę... i zapadła się po osie w błotnej breji. Z brak sposobu na samodzielne wyciągnięcie ciągnika z naczepą trzeba było posiłkować się klasycznym rozwiązaniem, czyli "tyłek ratuje nam poczciwy Ursus". W celu wydobycia z grząskiej łąki trzeba było skoordynować kilka akcji jednocześnie: w jednym momencie dźwig unosi barakowóz odciążając lorę, która przy pomocy traktora i własnego motoru próbuje sie wykopać i wyjechać na stabilne podłoże. Wbrew pozorom i ogólnemu poczuciu bezradności przedsięwzięcie kończy sie powodzeniem i pierwszy barakowóz staje na łące a ciągnik wyjeżdża na drogę. Drugi barakowóz przyjeżdża nocą i zostaje (po doświadczeniu z pierwszym) rozładowany na drodze. Stąd też, przy pomocy metody wcześniejszej niż pierwsze starożytne cywilizacje, czyli przy użyciu toczących się belek pod przeciąganą masą, przemieszczony został traktorem na właściwe miejsce. Kolejnym krokiem było wylanie żelbetowych słupków fundamentowych oraz rozpoczęcie stawiania drewnianej konstrukcji szkieletowej oraz więźby dachowej. Na podstawie projektu zamówione zostało drewno i wynajęta ekipa ciesielska (oczywiście miejscowych górali). Cieśle wykazali się perfekcyjnym profesjonalizmem i do dzisiaj można podziwiać ich dokładną robotę. Chwała im za to !!! Szkielet wypełniony został styropianem i pokryty z zewnątrz i od środka drewniana boazerią, dach na pełnym deskowaniu uszczelniony bitumiczna powłoką oraz wprawione zostały drzwi i okna. W tym momencie barakowóz, trochę cementu i sterta drewna zamieniła się w chatkę, Naszą Wymarzoną Chatkę w Górach, nasze kamesznickie "włości", które z tytułu lokalizacji ochrzciliśmy mianem wspomnianego "Pasionka", teraz już po prostu Pasionka.

W pierwszej kolejności urządzony został węzeł sanitarno-gospodarczy wyposażony w chemiczną toaletę (która funkcjonuje do dzisiaj) oraz rurki kanalizacyjne i zaplecze kuchenne (gazowo-elektryczne). Kolejno Pasionek wzbogacany był o podłączenie do sieci energetycznej 230V, która zastąpiła lampki naftowe i oświetlenie akumulatorowe 12V. Następnie wykopana (po kilku latach) została studnia zapewniająca dostęp bezpośredni do wody pitnej i gospodarczej zarazem. Był tez eksperyment z ogrodzeniem z drewnianych bali, jednak jako niefunkcjonalne popadło w ruinę i gdzieniegdzie można jeszcze zobaczyć jego szczątki wyzierające z roślinności (słupki i spróchniałe bale).

Kolejną rzeczą, która wynikła, a w zasadzie przelała czarę goryczy w tym (2009) roku, to droga dojazdowa. Mianowicie, wskutek ciągłego nasycenia wodą gleby, łąka po której dojeżdżamy na Pasionek zamienia się w młake i samochód trzeba zosawiac powyżej naszego "parkingu". Obecnie dojazd jest przez działkę naszych sąsiadów, którym zależy, aby wszyscy korzystający z niej uczestniczyli również w jej budowie. W zasadzie pomysły zbiegły się ze sobą, bo my z naszej strony zrobiliśmy już wstępne rozeznanie technologii i kosztów, a następnie dostaliśmy od sąsiada propozycję spotkania "w sprawie drogi". No i spotkanie odbyło się w skąpanej w śniegu pasionkowej scenerii. Co z tego wyjdzie czas pokaże :)

GALERIA

POCZĄTKI wróć do spisu galerii

Ta część zawierać będzie fotografie z okresu przed Wielkim Remontem, zarówno z czasów Wielkiej Łąki i pasionków, przez Wielkie Budowanie, okres Pierwszego Prosperity i kończąc na mojej ostatniej wizycie w okolicy Nowego Drugiego Millenium.

REMONT 2009 wróć do spisu galerii

Ściana północna przed remontem

Stan ściany pónocnej przed remontem (godfryd)

Ściana północna przed remontem

Stan ściany pónocnej przed remontem (godfryd)

W trakcie remontu

W trakcie remontu: przed zdzieraniem, po zdarciu warstwy starego lakieru i zszarzałego drewna oraz po zaimpregnowaniu (godfryd)

Ściana południowa po remoncie

Ściana południowa i taras po remoncie (godfryd)

LATO 2009 wróć do spisu galerii

Pierwszy nasz przyjazd po odrestaurowaniu ścian zewnętrznych pasionka. Teraz już tylko trzeba będzie regularnie pokrywać drewno środkiem impregnującym... Kosić trawę... Grabić liście... Zawsze jest coś do zrobienia. I całe szczęście.

Zatopiony w zieleni

Od tych drzew zaczyna się pasionek (godfryd)

Widok od zachodu

Rzut oka na Chatkę od zachodu... (godfryd)

Widok od poudnia

...i od południa. (godfryd)

Pozostałość po drewnianym ogrodzeniu

Pozostałość po drewnianym ogrodzeniu (godfryd)

Pasionek skąpany w zieleni i słońcu

Pasionek skąpany w zieleni i słońcu (godfryd)

W ostatnich promieinach letniego słońca

Pasionek w ostatnich promieinach letniego słońca (godfryd)

JESIEŃ 2009 wróć do spisu galerii

W tym roku zima przypomniała o sobie bardzo wcześnie. Przyszło nam pewnej październikowej niedzieli A.D. 2009 przyjechać do Kamesznicy, a dokładnie na Pasionek uzgadniać z pozostałymi sąsiadami temat koniecznej do wybudowania drogi zjazdowej. Specjalnie spieszyliśmy sie z terminem, aby zdążyć przed zima i śniegiem, aby w razie czego coś zobaczyć w naturze etc. No i wyszło jak zawsze... Naprawdę koktajl pod postacią gór w sosie śniegowym jest wyborny...

Zatopiony w bieli

Pasionek pod białą kołdrą, która wcale nie ogrzewa... (godfryd)

Zatopiony w bieli

...za to tworzy urzekający i uroczy nastrój ciszy i spokoju (godfryd)

Fragment onegdajszego ogrodzenia w śniegu...

Fragment onegdajszego ogrodzenia wyzierający ze śniegu... (godfryd)

Zimowa roślinność

...i graniczne rośliny w ostatnich podrygach wegetacji (godfryd)